wtorek, 20 października 2015

ROZDZIAŁ II


       15 sierpnia, Ulica Pokątna.
      Crist biegła za profesor Storm, próbując ją dogonić. Salomea wciąż mruczała coś pod nosem, a wcześniej marudziła, że od dawna nie była na ulicy, która byłaby pełna ludzi. Chyba nie za bardzo lubiła tłok...
      Gdy w końcu udało im się dotrzeć do sklepu Ollivanera, gdzie była niemała kolejka. Przysiadły na kanapie i czekały na swoją kolej. Crist nie czuła się najlepiej z tym, że przychodzili tutaj głównie jedenastolatki, które patrzyły się na nią dość dziwnie. Trochę minęło, zanim nadeszła jej kolej.
 - O, no proszę... ciebie nie pamiętam - mruknął do siebie, patrząc na nastolatkę. - U mnie nie kupowałaś różdżki... Ale pani Salomeę, pamiętam jak dziś... - uśmiechnął się, a kobieta przytaknęła kiwnięciem głowy.
 - To wyjątkowa sprawa, dziewczyna przeprowadziła się z... - urwała, zerkając niepewnie na Crist.
 - Z USA, ale dopiero w tym roku dowiedziałam się, że umiem czarować, to skomplikowane - skłamała elfka, uśmiechając się nerwowo, co nie przekonało mężczyzny.
 - No dobrze. Zaraz ci coś znajdziemy.
      I tak po kilkudziesięciu minutowym szukaniu różdżki, nastolatka wyszła ze swoją własną (włos jednorożca, dziesięć cali, sztywna, lipa). Książki miała zakupione, ale nadal miała problem z tym, że nigdy nie była uczona magii czarodziejów. Znała tylko namiastkę magii leczniczej, która jest zaliczana do eliksirów, więc z tym może mieć najmniejszy problem. Nie czuła się na siłach, ale profesor Dumbledore powiedział, że będzie miała dodatkowe lekcje... SUM'y też będzie musiała napisać. Jedno wiedziała na pewno. To będzie ciężki rok.
  - Dobra, to wstań. Najpierw zaczniemy od czegoś prostego - zaczęła nauczycielka, kładąc na  biurku książkę. Były w wynajętym pokoju w Dziurawym Kotle. - Obrót i trach, powtórz.
      Dziewczyna zrobiła to kilka razy.
  - Wingardium leviosa - rzekła kobieta, podnosząc książkę. - Teraz ty.
      Elfka przełknęła ślinę i zaczęła się uczyć podstawowych zaklęć. Nie wiadomo było, w jaki sposób ma zaliczać wszystkie klasy, ale już po kilku dniach zorientowała się, że pierwsze dwa pierwsze roczniki są dość proste, a dopiero potem zaczynają się schody. Nie nauczyła się tych dwóch lat w dwa tygodnie, bo tego jest za dużo, ale wiedziała, iż nie może się poddawać. Mama mówiła jej, że zbliża się wojna i, aby chronić dziedzictwo - to Crist musiała wyjechać. Kłótnie były prawie codziennie, ale gdy okazało się, że to nie prośba, a rozkaz... dziewczyna nie miała tu dużo do gadania. Nadal czuła się z tym źle... Jednak jak się nauczy czarować, to wróci do swojej rodziny i stanie do walki.
     Szkoda tylko, że nie wiedziała, że nie znała prawdy.

1 września, Hogwart.
       Do sali weszła brązowowłosa dziewczyna. Na pierwszy rzut oka widać było, że ogarnęło ją przerażenie. Harry był zdezorientowany tym, co się właściwie działo. Nigdy nie słyszał o tym, że można kogoś przyjąć do Hogwartu na ostatnie dwa lata. To było trochę bez sensu, ale Dumbledore zapewne miał swoje powody do podjęcia tej decyzji. Jak zwykle...
     Nowa podeszła do Dumbledore'a, po czym profesor położył delikatnie Tiarę Przydziału na jej głowie. Mógł się teraz domyślić co przeżywała. Tiara właśnie przemawia do niej, mówiąc jaką osobą jest i gdzie mogłaby ją przydzielić. Wreszcie wydała swój wyrok.
 - Hufflepuff!
      Dziewczyna nie wyglądała na niezadowoloną. Raczej ulga zagościła na jej twarzy, a następnie usiadła przy stole, gdzie siedzieli puchoni.
      Harry spojrzał na swoich przyjaciół. Ron wzruszył ramionami, po czym spojrzał z niecierpliwością na dyrektora, który klasnął w ręce, co spowodowało pojawienie się jedzenia na stołach.
 - No w końcu! - rzekł Ronald, biorąc do ręki żeberka.
 - Co rok to samo... - westchnęła Hermiona, patrząc z lekką odrazą na przyjaciela.
 - No co? - powiedział z pełną buzią rudzielec.

      Po uczcie wszyscy uczniowie udali się do swoich Pokojów Wspólnych. Większość ślizgonów położyła się już spać, ale mała grupka została. Pansy, Daphne i Millicenta siedziały razem na kanapie, plotkowały i opowiadały sobie co się działo w te wakacje. 
 - No i ten mugol... zaczął do mnie zarywać, no mówię wam - kontynuowała swoją historię Daphne. - Myślałam, że zaraz nie wytrzymam i walnę go jakimś zaklęciem... bleh.
 - U mnie nic ciekawego... Kilka razy byłam u... - Pansy ściszyła głos, bo Draco i Blaise siedzieli niedaleko. - U Dracona. Musiałam mu pomóc się pozbierać... Pani Malfoy też... była roztrzęsiona, ale powoli wracają do normalności...
      Millicenta siedziała cicho, zerkając co jakiś czas w stronę Malfoy'a i jego najlepszego przyjaciela, którzy przeglądali jakieś czarodziejskie czasopismo.
 - Wydaje mi się, że najbardziej przeżyła to właśnie pani Narcyza... - wtrąciła Daphne, która poczuła szturchnięcie ze strony Bulstrode. Było to ostrzeżenie, bo w ich stronę szli Zabini i Draco.
- My lecimy spać - rzekł ciemnoskóry, ziewając.
- My pewnie też... A właśnie! Dziewczyny, muszę wam jeszcze powiedzieć o... czymś bardzo dziwnym.
- Chodźmy - powiedział Draco i pociągnął za sobą, ciekawskiego przyjaciela.
      Gdy już chłopaki wyszli, a serce Pansy zaczęło bić wolniej i spokojniej, mogły wrócić do rozmowy. Dziewczyna powiedziała przyjaciółkom o tym, że znalazła w domowej bibliotece list i wydawało jej się, że widziała nazwisko "Potter".
 - Ale mama się tego wypiera... mówi, że przewidziało mi się...
 - Może mówi prawdę... no, bo... w końcu po jaką cholerę pisałaby z Potterem? - zaczęła Daphne. - Stary był ten list?
 -  Tak... Na pewno nie był z tego roku... Nie zdążyłam zobaczyć daty...
 - Może faktycznie ci się wydawało? Gdybyś widziała jak Blaise skrobie... Jego "N" czasami wygląda jak "H", a "J" jak "U"... - odezwała się Bulstrode. - Idźmy spać, jest już po północy, a jutro pierwsze lekcje...
 - Moment... od kiedy piszesz z Zabinim?...

      Harry Potter szedł przez korytarz, kierując się do klasy od OPCM, która miała się odbyć z nową nauczycielką - Salomeą Storm. Gryfoni mieli lekcję razem z puchonami od dwóch tygodni. Harry sądził, że Profesor Storm była bardzo rzeczowa, a od czasu Lupina nie było dobrego nauczyciela... No, może pseudo Moody... Czego chłopak nie wspominał dobrze. W końcu przez cały rok próbował go zabić...
      Sala była prawie pusta. Było tylko kilka osób, a w tym - Gwen, która była "na językach" od początku roku... Dla Harry'ego była to nowość, bo od jego jedenastych urodzin, to o nim rozmawiali za jego plecami... a raczej od jedenastych urodzin o tym wiedział. Nie, żeby przeszkadzało nagłe zainteresowanie kimś innym... odpowiadało mu to, ale również współczuł dziewczynie, bo on za tym nie przepadał.
      Puchonka siedziała zamyślona, wpatrując się w książkę od eliksirów. Co chwila przygładzała sobie włosy...Potter przypomniał sobie pogadankę Parvati na temat przetłuszczających się włosów... odgonił od siebie tę myśl, podchodząc do Gwen.
 - Hej - przywitał się, a ona obdarzyła go szczerym uśmiechem, który sprawił, że na jej policzkach ukazały się dołeczki.
- Hej, siadaj - poklepała krzesło obok siebie. - Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać.
 - Jestem Harry.
       Nie mieli szansy dłużej porozmawiać, (o ile można było to nazwać rozmową) gdyż do sali weszła profesor. Salomea Storm podeszła szybkim krokiem do tablicy przy swoim biurku. Poprawiła włosy, po czym zaczęła prowadzić lekcję.
 - Dobrze... zaczynajmy. Sprawdzę listę... - wzięła do ręki różdżkę i machnęła nią, w stronę dziennika. Niebieska mgła przeleciała po klasie, zbierając informacje na temat uczniów. Trwało to jakieś dziesięć sekund, jak nie mniej.
 - Gdzie Weasley i Granger? - Storm spojrzała na Pottera, który sam nie wiedział co się działo z jego przyjaciółmi.
- Nie wiem pani profesor - odpowiedział Harry. Nagle do sali wpadły do klasy brakujące osoby. Oboje byli zdyszani.
- Przepraszamy - rzekła Hermiona, która na pewno czuła się źle z tym, że przyszła spóźniona na lekcje... to chyba był jej pierwszy raz.
      Spędziła swój pierwszy raz z Ronem... - zaśmiał się w duchu czarnowłosy, po czym zrobiło mu się trochę niedobrze, gdyż przed oczami miał... inny obraz tego zdarzenia.
- Dziś będziemy się zajmować urokami, które są na tyle mało znane, że nie są zaliczane do najgroźniejszych... chociaż moim zdaniem, tym bardziej powinny być zakazane i najgroźniej karanych... ale nieważne.
      Zanim profesor zdążyła o cokolwiek zapytać, ręka Hermiony wypruła w górę, co spowodowało uśmiech na twarzy nauczycielki.
 - No słucham.
 - Jednym z nich, jest niedawno odkryte zaklęcie, które jest bardzo podobne do średniowiecznego narzędzia tortur... na którym przywiązywało się kończyny człowieka, aby je rozciągać tak... żeby...
 - Okropieństwo - mruknęła Gwen, czując ciarki na plecach.
      Lekcja dobiegała końca, a gdy w końcu usłyszeli dzwonek, odezwała się nauczycielka.
 - Na następnych zajęciach będziemy się uczyć o rzadkich, ale przydatnych zaklęciach w sytuacjach zagrożenia życia.
      Harry, Ron i Hermiona szli korytarzem i kierowali się na następną lekcję, którą były eliksiry.
 - Szkoda, że teraz będziemy przerabiać rzeczy, których uczyliśmy się w tamtym roku... z Gwardią Dumbledore'a... - powiedziała zawiedziona gryfonka.
 - A ja tam się cieszę - rzekł Ron. - Nie muszę się uczyć, bo to wiem...
 - Niektórzy lubią się rozwijać Ronaldzie.
 - A właściwie co się stało, że się spóźniliście? - zapytał Harry, skręcając w kolejny korytarz.
 - Szkoda gadać - zaczęła brązowowłosa. - Jakiś mały ślizgon robił sobie żarty... I Irytek mu w tym pomógł.
 - Staliśmy się ofiarami tych dwóch idiotów i musieliśmy zaprowadzić małego do jego wychowawcy... A Snape nie chciał dać nam usprawiedliwienia, tylko odjął pięć punktów... Nienawidzę tego gościa.
      Za nimi właśnie stał nauczyciel od eliksirów. Spojrzał na nich wzrokiem, który mógłby zabijać.
 - Ja za tobą też nie przepadam Weasley - rzekł oziębłym tonem. - Do klasy.
      Ron spalił buraka, a słysząc śmiech Malfoy'a, który właśnie wyszedł zza rogu, miał ochotę zabić... Każdego ślizgona, na którego patrzył. Weszli do sali i zajęli swoje miejsca. W pomieszczeniu było duszno i parno, w powietrzu czuć było zapach eliksirów, robionych na poprzednich lekcjach. Nie było wątpliwości, że nikt tu nigdy nie wietrzył.
     



Notka od autorki. Jet to mój najgorzej napisany rozdział w moim życiu. Brak pomysłu, pisanie trzy po trzy xD Krótki i do tego - mało wkłada do całej fabuły, jaką stworzyłam z małą pomocą xD
Proszę o krytykę, bo może mnie zmotywuje do kolejnego rozdziału <3