Przez okno do pokoju ciemnowłosej dziewczyny, wlatywały ciepłe promyki letniego, porannego słońca. Gdy ta przewróciła się na plecy, od razu poczuła nieprzyjemne uczucie w okolicach oczu, a było to spowodowane światłem, które świeciło w jej twarz.
Dziewczyna odwróciła się na brzuch i zakryła głowę poduszką.
- Nie – jęknęła
ochrypłym i zaspanym głosem. Nie chciała wstawać, nie teraz, gdy miała taki
wspaniały sen.
Śniło jej się, że spotyka przystojnego chłopaka o brązowych włosach. Jednak teraz, gdy już powracała do świata, nie mogła przypomnieć sobie jego twarzy. Ach, dlaczego musiał to być sen?
Śniło jej się, że spotyka przystojnego chłopaka o brązowych włosach. Jednak teraz, gdy już powracała do świata, nie mogła przypomnieć sobie jego twarzy. Ach, dlaczego musiał to być sen?
Pansy zastanawiała
się ile jeszcze będzie leżeć w tej pozycji z nadzieją, że ponownie odfrunie w
krainę snu. Jej plany zostały skreślone wraz z zapachem kawy, który właśnie
zaatakował jej nozdrza.
- Kuchcik! –
krzyknęła, przywołując swojego skrzata domowego. Ten wszedł przez drzwi, niosąc
tacę z kubkiem kawy oraz kanapkami ze szwajcarskim serem, a do tego małe
pomidorki.
- Już jestem
panienko – pisnął skrzat, kłaniając się tak, aby nie wywrócić zawartości jego
rączek.
Parkinson odłożyła poduszkę i podniosła się do siadu, przecierając zaspane, czarne oczęta. Gdy tylko Kuchcik odłożył tacę na szafkę nocną, która stała obok łóżka, Pansy machnęła ręką na znak, aby sobie poszedł. Ten ukłonił się i wyszedł.
Parkinson odłożyła poduszkę i podniosła się do siadu, przecierając zaspane, czarne oczęta. Gdy tylko Kuchcik odłożył tacę na szafkę nocną, która stała obok łóżka, Pansy machnęła ręką na znak, aby sobie poszedł. Ten ukłonił się i wyszedł.
Nie mogła uwierzyć,
że te wakacje tak szybko minęły. Dużo się działo w ostatnim roku w Hogwarcie.
Voldemort został unicestwiony, a w świecie czarodziejów zapanował spokój. Miała
wtedy piętnaście lat. Nadal nie wie jak to się stało, że ten Potter pokonał
największego czarodzieja wszechczasów. To dla niej niewiarygodne, choć nie tylko ona odetchnęła z ulgą.
Ona
i jej
przyjaciele byli wstrząśnięci tym faktem. Draco i Pansy wyszli po tym
wszystkim
się przejść i chłopak zaczął się jej zwierzać. Oczywiście ona tak to odbierała,
bo w
rzeczywistości on po prostu się skarżył i rzucał wyzwiskami w
Bliznowatego. Jego rodzina miała duże kłopoty po tym wydarzeniu, ale ona
wiedziała, że ulżyło mu po śmierci SAMI-WIECIE-KOGO.
Od zawsze Draco jej
imponował, aż do czasu, gdy na prawdę zaczęła do niego coś czuć. Teraz każde
jego spojrzenie było dla niej podejrzane. Zawsze czekała na jakiś znak, lecz
ten chyba nigdy nie nastąpi. Często, gdy ma wrażenie, że on coś do niej czuje
wraca myśl „Ale to nie możliwe... Na pewno nie” i tak się ciągnie przez kilka
dobrych lat.
W
końcu dziewczyna
postanowiła zabrać się za pyszne kanapki, a gdy przegryzała jeden
kawałek, to popijała go kawą z mlekiem. Mm... Uwielbiała taką
najbardziej.
Rozkoszowała się jej zapachem i smakiem, a do tego działa pobudzająco!
Czy to
nie jest napój bogów?
Po południu, gdy jej rodzice już opuścili ich posiadłość, Pansy umierała z nudów. Postanowiła odwiedzić rodzinną biblioteczkę, którą jej matka wręcz ubóstwiała.
Parkinson zawsze
zazdrościła rodzicom tej ich miłości. Kochali się od zawsze i na zawsze, nawet
kłótnie nie zniszczyły tej więzi. Dziewczyna chciałaby taką więź stworzyć z
Draco i nadal wierzyła, że to się uda. Jutro miała go wreszcie spotkać, na
peronie. W jej głowie pojawiały się liczne scenariusze tej sytuacji...
Idzie przez tłum i
zobaczy jego, a on? On przystojny i męski jak nigdy przedtem, uśmiecha się do
niej tym swoim uśmieszkiem, a potem podchodzi i zatapia swoje usta w jej i tak
trwają w tej namiętności. Uśmiechnęła się do siebie, a na jej policzkach pojawił się róż.
Och marzenia... ciekawe czy kiedyś się spełnią? Od zawsze chciała mu się przypodobać, mimo że przed przyjazdem do Hogwartu wcale nie miała nic przeciwko mugolakom, to się szybko zmieniło. Właśnie ze względu na Malfoy’a, który był jej obiektem westchnień.
Och marzenia... ciekawe czy kiedyś się spełnią? Od zawsze chciała mu się przypodobać, mimo że przed przyjazdem do Hogwartu wcale nie miała nic przeciwko mugolakom, to się szybko zmieniło. Właśnie ze względu na Malfoy’a, który był jej obiektem westchnień.
Długo szukała
jakiejś książki, która by ją zainteresowała, ale nic jej nie odpowiadało. Nagle
zobaczyła starą, zakurzoną księgę. Ciekawość, która narodziła się wraz z
dotknięciem owej rzeczy narastała z każdą minutą... a może to było przeczucie.
Otworzyła ją, lecz
w środku były tylko słowa napisane językiem, którego ona niestety nie znała.
Zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad tymi dziwnymi znakami. Musiał to być
jakiś starożytny język, ale skąd taka książka znalazła się w jej bibliotece?
Ach, czego ta jej matka nie wymyśli. Zawsze miała bzika na punkcie książek.
Mogłaby księgę
zostawić i zapomnieć, że w ogóle ją widziała. Przekręciła jeszcze kilka stron i
znalazła kartkę, a po chwili zorientowała się, że to nie była zwykła kartka, a list.
Dziewczyna odłożyła
zakurzoną księgę na stołek, który stał obok. Usiadła po turecku, między
regałami i rozwinęła karteczkę, niestety jej zamiary zniszczyła skrzatka
domowa, która właśnie pojawiła się znikąd. Zanim Pansy zdążyła się zorientować
wyrwała jej list z ręki.
Czarnowłosa spojrzała
z oburzeniem na skrzatkę, wstając. Jak ona śmiała?! Swojej pani?
- Masz
natychmiast mi to oddać – warknęła.
- Nie mogę, zakazane,
przykro mi. – pisnęła Rózga i zniknęła.
Zdecydowanie mamy za
dużo skrzatów domowych – stwierdziła Ślizgonka.
Jednak coś udało się jej przeczytać. Mogła przyrzec, że zauważyła tam nazwisko, które było jej bardzo znane. To na pewno było nazwisko "Potter"
Jednak coś udało się jej przeczytać. Mogła przyrzec, że zauważyła tam nazwisko, które było jej bardzo znane. To na pewno było nazwisko "Potter"
Jak jej matka
wróciła wieczorem z pracy, młoda Parkinson zaczęła się dopytywać o ten list.
- Dziecko, nie
zawracaj mi teraz głowy – zbywała ją kobieta – zostaw to, pewnie ci się
przewidziało. Tam na pewno było Potten, to nazwisko mojej przyjaciółki, z którą
kiedyś rozmawiałam – mówiła, lecz to nie przekonywało młodej dziewczyny.
Pansy nie wiedziała,
czy wierzyć w tą bajkę, czy nie. Może faktycznie się przewidziała? W końcu
wiele osób pisze „r” jak „n” i na odwrót. Takim przypadkiem był Zabini. Kiedyś
pisali ze sobą i dziewczyna musiała się domyślać co on tam napisał.
Przewróciła oczami i poszła do siebie, aby przypilnować
skrzaty, które właśnie ją pakowały do jutrzejszego wyjazdu. W końcu jutro spotka Malfoy'a i, mimo że za grosz nie wierzyła swojej mamie, nie chciała się teraz tym przejmować.
Pierwszy września, początek
roku szkolnego. Tego dnia dziewczyna wstała bardzo wcześnie i na nogach była
już od kilku godzin. Jej ekscytacja i małe pokłady cierpliwości nie pozwalały jej spać. Stała na peronie 9 i ¾, rozglądając się. Miała na sobie niebieską, lekko obcisłą bluzkę, czarne spodnie biodrówki, trampki, a krótkie włosy zapięła w kucyk.
Szukała jakichś
znajomych osób, ale do tej pory przed oczami mignęły jej jakieś
pierwszoroczniaki, albo zatroskani rodzice, którzy lamentowali, że będą tęsknić.
Z daleka ujrzała
Dafne, niską ślizgonkę, o krótkich blond włosach. Uśmiechając się do
przyjaciółki, ruszyła w jej stronę.
- Nareszcie ktoś
znajomy – powiedziała blondynka, oddychając z ulgą.
Pansy spojrzała na
swój zegarek, który wskazywał 10.30, więc zostało im pół godziny do odjazdu
pociągu.
- Widziałaś gdzieś Draco? – spytała, mając nadzieje, że już
przyszedł.
- Jeszcze nie. – odparła. – O, widzę moją siostrę, chyba czegoś
ode mnie chce. Jak chcesz to idź, dojdę później.
Parkinson odprowadziła dziewczynę wzrokiem, po czym ruszyła w
kierunku pociągu, a gdy już była w środku przypomniała sobie, że w tym
roku była prefektem. Musiała szybko się dostać do przedziału, gdzie
będzie spotkanie organizacyjne.
Szła przed siebie, gdy nagle z przedziału wyszedł wysoki rudzielec. Mimowolnie się zatrzymała, kiedy go zobaczyła. Spojrzeli na siebie, najpierw zdezorientowani, a potem z chęcią mordu.
- Co się gapisz? - spytała Pansy z jadem w głosie.
- Zamknij się Mopsie - odwarknął Weasley.
Szła przed siebie, gdy nagle z przedziału wyszedł wysoki rudzielec. Mimowolnie się zatrzymała, kiedy go zobaczyła. Spojrzeli na siebie, najpierw zdezorientowani, a potem z chęcią mordu.
- Co się gapisz? - spytała Pansy z jadem w głosie.
- Zamknij się Mopsie - odwarknął Weasley.
Nagle z przedziału wyłoniła się
Hermiona, ze zdziwioną miną. Jednak szybko zmieniła ją na groźną, a w jej
oczach pojawiła się wyższość. Ślizgonka była pewna, że widziała jak kudły szlamy
się momentalnie najeżyły.
- Och zostaw ją, nie warto – powiedziała swoim przemądrzałym tonem. - Mamy teraz spotkanie prefektów.
- Super, to było do przewidzenia, że kujonka zostanie prefektem.
- Ja się dziwię kto TOBIE przyznał to stanowisko - odwarknęła Hermiona, po czym wzięła Rona za przedramię i ruszyli w stronę przedziału, gdzie prefekci mieli się spotkać.
Ślizgonka wzruszyła ramionami i ruszyła za nimi, oczywiście, w odpowiedniej odległości. Nie chciała być za blisko Zdrajcy Krwi i Szlamy.
Usłyszała za sobą kroki, odwróciła się i uśmiech wpełzł na jej twarz. - Super, to było do przewidzenia, że kujonka zostanie prefektem.
- Ja się dziwię kto TOBIE przyznał to stanowisko - odwarknęła Hermiona, po czym wzięła Rona za przedramię i ruszyli w stronę przedziału, gdzie prefekci mieli się spotkać.
Ślizgonka wzruszyła ramionami i ruszyła za nimi, oczywiście, w odpowiedniej odległości. Nie chciała być za blisko Zdrajcy Krwi i Szlamy.
- Draco - powiedziała czule.
- Cześć, sorry za spóźnienie, ale Blaise miał problemy - rzekł, łapiąc oddech. - Nie pytaj.
- Nie ma sprawy.
Potter siedział w
jednym z przedziałów razem z rudowłosą Ginny i ciapowatym Nevile’em. Obserwował
to co się działo za oknem. Nie miał ochoty wplątywać się w rozmowę
przyjaciół o zielarstwie. Teraz czekał tylko, aż przyjdą Ron i Hermiona, aby z nimi porozmawiać.
Może to było
egoistyczne z jego strony, ale chciał mieć dwójkę przyjaciół na własność. Teraz
gdy wiedział, że nic im nie zagraża chce spędzić z nimi jak najwięcej czasu, a
te głupie spotkania prefektów wcale nie pomagały!
Przesadzam? – spytał się w myśli. – To przecież gruba przesada, Harry musisz się ogarnąć.
Przesadzam? – spytał się w myśli. – To przecież gruba przesada, Harry musisz się ogarnąć.
Czarnowłosy spojrzał
na swoich towarzyszy, po czym wstał, prostując się.
- Idę poszukać
naszych prefektów – oznajmił z uśmiechem na ustach.
Włożył ręce do
granatowych spodni, a potem idąc spokojnym krokiem, patrzył do każdego
przedziału. Oczywiście dyskretnie. Nie wsadzał tam głowy jak jakiś idiota.
Znalazł zguby!
Jednak zmartwiło go to co zobaczył. Hermiona siedziała smutna i patrzyła się w
okno, a Ron siedział obok niej, obejmując ramieniem.
- Nie martw się, to
przecież Fretka i Mops, oni są idiotami – pocieszał ją rudy.
Wybraniec wszedł do
nich, przysłuchując się. Gdy usłyszał „Fretka” mógł się tylko domyślać co się
stało.
- Ron! Nic mi nie
jest, to... Harry - zobaczyła przyjaciela, gdy się odwróciła.
- Co się stało?
- Malfoy i jego
przybłęda, to się stało – odpowiedział Weasley, puszczając dziewczynę. - Mieliśmy spotkanie prefektów... McGonagall powiedziała, że Dubledore chciał, żebyśmy się zintegrowali z innymi domami. Mops tak bardzo chciała być z Malfoy'em, że zaczęła dyskutować... McGonagall się wkurzyła i przez to, ja i Parkinson będziemy mieli razem patrolować korytarze, przez następne trzy miesiące... No, ale to teraz najmniej ważne. No... - zaciął się i westchnął. - Może nie powinienem naskakiwać na Mopsa, ale byłem wkurzony. Malfoy stanął w jej obronie i wiesz...nazwali Hermionę...
- Trzeba im wreszcie dać nauczkę, żeby znowu nie uszło im to płazem.
- Harry ty też? Myślałam, że masz trochę więcej rozumu –
westchnęła ze zrezygnowaniem brązowowłosa. Nie chciała, aby jej przyjaciele
mieli kłopoty przez nią. – Przyzwyczaiłam się, a oni się kiedyś doigrają. Zło
zawsze do ciebie wróci.
Chłopaki spojrzeli na siebie sceptycznie, ale wiedzieli, że przyjaciółka
ma racje. Jak zwykle zresztą, za to ją kochali.
Wreszcie dojechali do Hogwartu. Było już późno, co sprawiło, że większość uczniów było już zmęczonych.
Oczywiście niektóre osoby ucięły sobie drzemkę w pociągu i były teraz wypoczęte. Do jednych z nich należy Draco Malfoy, który po tej aferze z prefektami, położył swoją arystokracką głowę na nogach Pansy (która była wniebowzięta) i spał. Dziewczyna nie była zadowolona, gdy dojechali. Chciała, aby ta chwila trwała.
Swoją drogą umie się ustawić ten Draco prawda? Tyle dziewczyn na niego
leci, on to wykorzystuje, a przy sobie trzyma biedną Parkinson, która naiwnie... głupio
wierzy, że pan Fretka kiedyś odwzajemni te uczucia.
Czy jest świadomy jej miłości? No jasne, że tak. Każdy idiota by
zauważył. Jest na każde jego zawołanie i skinienie. Uśmiechnął się do siebie, idąc do powozów. Razem z Zabinim,
gorylami i Pansy jechali dość krótko do zamku, gdzie w Wielkiej Sali zasiedli
przy stole Domu Węża.
Już było po ceremonii i wszystkie te małe dzieci były przydzielone tam
gdzie miały być. Najlepsi do Slytherinu oczywiście, najgorsi do Gryffindoru,
mądrzy do Ravenclaw’u, a dupy wołowe do Hufflepuff’u.
Draco miał właśnie takie wyobrażenie o domach w Hogwarcie. Nawet nie
wiedział jak bardzo się mylił. Szczególnie co do jednego z tych domów. Jeśli
uważał, że w Hufflepuff’ie są, jak on to ujął „dupy wołowe” to nie poznał
jeszcze większości puchonów. Ale cóż, pewnie w ogóle nie będzie chciał ich
poznać.
W końcu oni są uczciwi, lojalni i prawdomówni, a on... Nie oszukujmy
się. To jest Malfoy.
Wszyscy z niecierpliwością czekali, aż na stołach pojawią się smakołyki. Po długiej podróży niejeden uczeń był głodny tak, że miał wrażenie, iż mógłby zaraz zemdleć.
Dubledore wstał, uśmiechając się do swoich podopiecznych. Odchrząknął i gdy cała Wielka Sala sądziła, że zaraz będą jeść, powiedział coś bardzo niespodziewanego.
- To jeszcze nie ten czas, gdy będziemy zapychać nasze puste brzuchy, moi drodzy.
Słychać było parę zawiedzionych pomruków.
- Chciałbym was prosić o wyrozumiałość i przyjęcie nowej uczennicy - kontynuował Dyrektor.
Crist stała przed drzwiami do Wielkiej Sali razem z woźnym - Filchem. Czuła ucisk w brzuchu i miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Wiedziała, że za chwilę tam wejdzie i oczy wszystkich będą skierowane w jej stronę.
Tutaj miała inną tożsamość. Miała się nazywać Gwendolyn Riggs, która przeprowadziła się z rodzicami do Anglii z Ameryki. Najbardziej się bała tego, że nie będzie potrafiła powiedzieć czegoś o kulturze tego państwa... Babcia Crist powiedziała, że nikt nie może znać jej prawdziwego imienia, nazwiska, a pochodzenia... to już w ogóle. Uszy też musiała zakryć włosami, a nawet kupiła sobie bandamki... tak na wszelki wypadek.
- Idziemy - mruknął woźny i otworzył drzwi.
Dziewczyna przełknęła ślinę. Miała wrażenie, że zaraz serce z niej wyskoczy i zacznie tańczyć kankana. Było jej trochę słabo, a nogi... jakie nogi? Wydawało się, że teraz idzie na gumowych żelkach.
Droga do Profesora Dubledore'a, ciągnęła się niemiłosiernie. To było najdłuższe piętnaście metrów, jakie kiedykolwiek przeszła, a gdy dotarła do dyrektora ten włożył na jej czuprynę Tiarę Przydziału. Zacisnęła wargi i wstrzymała oddech.
Wszyscy z niecierpliwością czekali, aż na stołach pojawią się smakołyki. Po długiej podróży niejeden uczeń był głodny tak, że miał wrażenie, iż mógłby zaraz zemdleć.
Dubledore wstał, uśmiechając się do swoich podopiecznych. Odchrząknął i gdy cała Wielka Sala sądziła, że zaraz będą jeść, powiedział coś bardzo niespodziewanego.
- To jeszcze nie ten czas, gdy będziemy zapychać nasze puste brzuchy, moi drodzy.
Słychać było parę zawiedzionych pomruków.
- Chciałbym was prosić o wyrozumiałość i przyjęcie nowej uczennicy - kontynuował Dyrektor.
Crist stała przed drzwiami do Wielkiej Sali razem z woźnym - Filchem. Czuła ucisk w brzuchu i miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Wiedziała, że za chwilę tam wejdzie i oczy wszystkich będą skierowane w jej stronę.
Tutaj miała inną tożsamość. Miała się nazywać Gwendolyn Riggs, która przeprowadziła się z rodzicami do Anglii z Ameryki. Najbardziej się bała tego, że nie będzie potrafiła powiedzieć czegoś o kulturze tego państwa... Babcia Crist powiedziała, że nikt nie może znać jej prawdziwego imienia, nazwiska, a pochodzenia... to już w ogóle. Uszy też musiała zakryć włosami, a nawet kupiła sobie bandamki... tak na wszelki wypadek.
- Idziemy - mruknął woźny i otworzył drzwi.
Dziewczyna przełknęła ślinę. Miała wrażenie, że zaraz serce z niej wyskoczy i zacznie tańczyć kankana. Było jej trochę słabo, a nogi... jakie nogi? Wydawało się, że teraz idzie na gumowych żelkach.
Droga do Profesora Dubledore'a, ciągnęła się niemiłosiernie. To było najdłuższe piętnaście metrów, jakie kiedykolwiek przeszła, a gdy dotarła do dyrektora ten włożył na jej czuprynę Tiarę Przydziału. Zacisnęła wargi i wstrzymała oddech.
Jeju jakie to jest ciekawe. Wciąga jak nie wiem co. Rozdział długi = dłuższa przyjemność, przynajmniej w twoim wypadku. Jestem bardzo ciekawa do jakiego domu trafi Crist. Do prawych Puchonów, mądrych Krukonów, sprytnych Ślizgonów, czy odważnych Gryfonów? A może będzie niezgdna? Tyle pytań, a odpowiedzi jeszcze nie ma . Czekam na następny rozdział. Napisałabym ci kiedy byłoby coś źle, ale tutaj niczego takiego nie widzę ;)
OdpowiedzUsuńHej, jednak mi sie udało wszystko przeczytać dzisiaj wiec moge cos napisac xD po pierwsze: czasem pojawiają się jakieś małe błędy interpunkcyjne, ale to nie utrudnia czytania (to rzeczy w stylu brak jednej kropki w wielokropku, niedopatrzenia takie). Poza tym nie wiem, czy może po prostu mało czytam blogów o podobnej tematyce (czasy Harry'ego to jednak nie do końca moja działka, rzadko czytam), ale perspektywa Pansy jest dla mnie nowością. Fajnie jest przedstawione to, że narracja 3.os. skupia się na konkretnym bohaterze i oddaje jego myśli, postrzeganie świata, ogólnie uważam, że to wychodzi ci bardzo zręcznie. Poza tym jeśli chodzi o styl - podoba mi się, że nie jest ani nazbyt "wyszukany" (czyt. przeładowany) z przymiotnikiem do każdego rzeczownika i długimi słowami losowanymi ze słownika jezyka polskiego, jest za to odpowiedni, przyjemny w czytaniu.
OdpowiedzUsuńCo do treści. Elfów nigdy w takim wydaniu nie widziałam w hp (słyszałam tylko pogłoski o opowiadaniach w stylu harry jest elfem #yaoi, ale to mniejsza xD), przywyklam raczej do wersji z "fantastyczne zwierzeta i jak je znaleźć", czyli elfy jako te małe stworzonka. Z drugiej strony wydaje mi się, że to fajnie dopełnia świat hp, w koncu w wiekszosci klasycznej fantastyki elfy to ludzkich rozmiarow stworzenia, które sie z ludzmi nie lubia i w ogole. Chociaz tutaj moze nie ma tej wrogosci, w kazdym razie nie zauwazylam.
Imiona skrzatów. Jak już ci mówiłam, uwazam ze wymyslanie imion takich, zeby byly dla skrzatow odpowiednie nie jest latwe, ale tutaj sobie z tym dobrze poradzilas. Zatwierdzam.
I co do glownej bohaterki to jeszcze nie wiem, co myslec, bo malutko o niej bylo wedlug mnie, ale licze na rozwiniecie jej charakteru. Gwen to ladne imie, kojarzy mi sie z jedna kreskowka, ktora lubie xD poza tym, pewnie kwestia jej charakteru pewnie choc troche sie rozwiaze gdy dowiemy sie, do jakiego domu trafila.
Takze czekam na kolejny rozdział, a że widze, że ostatni jest z sierpnia, to sugeruje zebrac wene i siłe na pisanie i cos dodać xD
Dziekuje :3 uwagi wezmę sobie do serca i wezme sie w garsc! Gwen nie będzie tutaj główną bohaterką ^^ Tutaj sa glowni bohaterowie, co bedzie widac w kolejnych rozdzialach :)
Usuńoj, tak jakoś z rozmachu napisałam że główna xd
Usuń